Bezsilność słowa
Bezsilność słowa
Zdjęcie autora: Stagecoach
Stagecoach
5 mar 2022
4 minut(y) czytania
W ciągu ostatnich dni boleśnie odczuwam bezsilność słów. Słowo podobno było na początku i przez nie wszystko się stało, ale spróbujcie przemówić do szarżującego byka czy atakującego nosorożca. Słowo to typowo ludzka rzecz. Tam, gdzie kończy się słowo, zaczyna się zezwierzęcenie, choć trudno obwiniać kierujące się instynktem zwierzęta. Są, jakie są. Słowo jest własnością człowieka. Są jednak ludzie na słowo odporni. Tacy pośredni między człowiekiem a bydlęciem. Używają słów głownie po to, żeby kłamać, oszukiwać, tumanić wszystkich dookoła.
Czy jest jakieś słowo, które byłoby skuteczne wobec toczącej się obecnie na Ukrainie wojny? Czy jakieś słowo przemówiłoby do Putina i otaczającej go kremlowskiej świty? Czy jest jakieś słowo, które pocieszyłoby kryjących się przed bombami Ukraińców? Żadne ze słów nie ma odpowiedniej mocy, przemawiają czołgi, armaty i rakiety. Joszua zwraca się do Piłata – człowieku dobry. Piłat pyta się – czy uważasz, że wszyscy ludzie są dobrzy, nawet Marek Szczurza Śmierć? – Może gdyby ktoś z nim porozmawiał – odpowiada Jeszua. Cóż, dobrzy ludzie i tak go w końcu ukrzyżują. Co znaczą dziś słowa Bułhakowa, Tołstoja, Dostojewskiego, Czechowa i innych wielkich rosyjskich pisarzy? Czy mają one jakiś wpływ na popierający agresję na Ukrainę rosyjski naród?
Wojna jest porażką słowa, jest druzgoczącą klęską człowieczeństwa. Możemy oszukiwać się bohaterskimi poematami, wszak na początku literatury był opis wojny trojańskiej, gniew Achillesa i męstwo Hektora. Obecna wojna zaowocuje też za jakiś czas literaturą. Czy te napisane już po tej wojnie słowa coś zmienią?
Kiedy byłem dzieckiem, bawiłem się w wojnę. Z wiekiem mi przeszło. Trudno mi zrozumieć, dlaczego ludzie ubierają się w jednakowe uniformy i w zabawny sposób w nich paradują, a za chwilę czołgają się w błocie, kryją w gruzach i zachowują tak, jak ja, kiedy byłem dzieckiem. Wojny nie wymyśliłem, wziąłem przykład z poprzednich wojen, ale, jak już napisałem, wyrosłem z tego. A tu są przecież dorośli ludzie, którzy jak widać z wojny nie wyrośli.
Wojna jest uwstecznieniem, wojną wraca się do punktu wyjścia, czyli do bezradności wobec świata i ludzi. Wojna zaczyna się tam, gdzie kończy się słowo. W nie tak odległym czasie, można było zastanawiać się, czy nie przezwyciężyliśmy już zachłannej chęci podbojów, niewolenia innych, zabijania tych, którzy się z nami nie zgadzają. Wierzę, że są ludzie, którzy bezsens wojny zrozumieli, wyciągnęli wnioski z błędów przeszłości, czegoś ich historia nauczyła. Problem w tym, że jeszcze wielu takich, do których to nie dotarło.
Rosja to kraj zacofany mentalnie, wciąż wierzący w swoją imperialność, w prawo do dominowania nad innymi, w złote sedesy oligarchów jako symbole potęgi, bogactwa i szczęścia. W Rosji nigdy nie szanowano człowieka, życie ludzkie nie było wiele warte, kriepostnym kriestjanom czy kołchoźnikom w walonkach poczucie wartości dawały loty kosmiczne, atomowy arsenał i wiara w potęgę imperium. Tak go ukształtowały systemy carski, sowiecki, putinowski. Powodem do dumy była pamięć o wielkim zwycięstwie w wojnie ojczyźnianej podkreślana dorocznymi paradami rakiet balistycznych na Placu Czerwonym. Z tego rosyjskiego mitu zostały już tylko te rakiety. Bez nich rosyjskiego imperium już by nie było. Może byłaby jakaś normalna Rosja?
Atak na Ukrainę to próba ratowania rosyjskiego imperium, struktury przestarzałej, niewydolnej, hamującej rozwój. Próba utrzymania tego imperialnego porządku i narzucenia go komu się tylko da. To niezgoda na zmiany, na europejską cywilizację, może czasami śmieszną i nieporadną, ale pozwalającą na wolność jednostki, niepodporządkowanie jej rojeniom paranoików. To próba zahamowania, czy wręcz cofnięcia i historii, i myśli ludzkiej. To strach przed czymś, czego się dotąd nie poznało, więc wydaje się nie swoje i zagrażające.
Takie widzenie ma jednak w sobie nieco optymizmu, bo nie zawróci się biegu rzek, choć ludzie radzieccy próbowali. Można czas zmian spowolnić, ale prędzej czy później ta rzeka popłynie z całą swoją siłą. Agresywna, imperialna Rosja jest więc przegrana na starcie, nie może wygrać, może jednak przez jakiś czas siać zniszczenie. Co Rosja ma do zaproponowania Ukraińcom czy ogólnie całemu światu? Czy można się dziwić, że świat odrzuca ruski mir? Różnie jednak być może. W końcu to barbarzyńcy zniszczyli Rzym i ucywilizowali się dopiero na jego gruzach. Wygrali fizycznie, ale ulegli kulturowo. Rosja kulturowo też stoi na straconej pozycji.
Jestem atakiem Rosji na Ukrainę zszokowany, ale nie zaskoczony. Ta wojna wynika z próby ratowania rosyjskiej imperialnej mentalności, ale też z historycznej konieczności wywalczenia sobie wolnego, suwerennego państwa przez Ukrainę. Historia wolności i suwerenności nie daje za darmo. Trzeba je wywalczyć i potem ich bronić. Do dziś nie tylko Rosja wątpiła w samodzielność Ukrainy. Dla nas to też były trochę takie Dzikie Pola, kraj skorumpowanych oligarchów, naród z wątpliwą tożsamością, którego obywatele szukali poprawy bytu poza swoimi granicami. Od teraz to widzenie musi się zmienić. W ciągu kilku dni Ukraińcy udowodnili, że nie tylko potrafią oprzeć się militarnej przewadze drugiej armii świata, ale też, że mogą powiedzieć o sobie z dumą – My Naród. Nawet, jeśli rosyjskie wojska zaleją Ukrainę, Ukraina pozostanie, nikt już jej nie wymaże z mapy ludzkiej świadomości.
Od ponad stu lat żadnemu imperium nie udało się na dłużej podporządkować teoretycznie słabszych sąsiadów. To było stulecie wyzwalania się spod imperialnych rządów. Skończył się kolonializm, postkolonialne wojny jak ta w Wietnamie skończyły się klęską. Serbia nie stała się wielką Serbią, z Afganistanu uciekły Rosja i Stany Zjednoczone, Husajn poległ po aneksji Kuwejtu, rozpadł się Związek Sowiecki. Trwa, owszem, wojna ekonomiczna, ale jest ona coraz bardziej ponadpaństwowa. Niekochana globalizacja ma tę zaletę, że uzależnia wszystkich od wszystkich, że nie da się inaczej niż w kupie, ale w kupie mimo wszystko dobrowolnej. Putin tego nie zmieni, tak jak Hitler nie zapanował nad światem.
Przyszłość trudno przewidzieć. Scenariusze mogą być różne, te najczarniejsze rysują nawet koniec całego świata. Wierzę w instynkt samozachowawczy ludzkości, więc mam nadzieję na szczęśliwsze rozwiązanie. I mimo wszystko mam przeczucie, że słowo się jednak obroni, choćby w taki sposób jak w odpowiedzi na ultimatum rosyjskiego okrętu wojennego – russkij wojennyj korabl – idi nachuj znaczy - rosyjski okręcie wojenny, pierdol się. To przywraca wiarę w siłę słowa.
Dodaj komentarz