Obyś żył w ciekawych czasach
Obyś żył w ciekawych czasach
Zdjęcie autora: Stagecoach
Stagecoach
9 paź 2021
6 minut(y) czytania
Obyś żył w ciekawych czasach – przeklinali Chińczycy. Nie wiem, który Chińczyk i za co mnie przeklął, ale widać zdarzyć tak się mogło w jakimś poprzednim życiu. Z drugiej strony powiedziałbym raczej, że czasy są nieciekawe.
Po upadku komuny nie spodziewałem się życia w kraju mlekiem i miodem płynącym, miałem jednak nadzieję, że będzie mniej zakłamania, głupoty, nonsensów i tym podobnych upierdliwości przypisywanych epoce słusznie minionej. Okazało się jednak, że tak jak robactwo w rodzaju pluskiew, komarów czy karaluchów, irracjonalne niedostatki natury ludzkiej objawiają się w każdych okolicznościach, systemach czy ustrojach. Do pewnego momentu znosiłem je cierpliwie, chociaż zwycięstwo w demokratycznych wolnych wyborach przedstawicieli władzy kilka lat wcześniej obalonej było dla mnie niemałym szokiem. Wprowadzanie Polski do Unii Europejskiej przez pamiętanego jeszcze z konferencji w stołówce KC premiera Milera uznałem za chichot historii, chociaż do dziś zżymam się jak dawni aparatczycy w rodzaju Milera, Kwaśniewskiego czy Urbana pouczają innych co do zasad demokracji. Ok, jak mawiano dawniej – tylko krowa nie zmienia poglądów, a w końcu św. Paweł, nim stał się apostołem pogan, także prześladował chrześcijan. Ludzie się zmieniają.
W pewnym momencie jednak dokonałem wstrząsającego odkrycia. Otóż uświadomiłem sobie, że jakaś część walczących niegdyś o wolność, równość i demokrację miała w istocie na celu osiągnięcie takiej samej władzy, jaką mieli ci, których obalali. I tak jak u Orwella nagle zatarła się różnica między ludźmi a wieprzami. Być może władza czyni z człowieka wieprza i pytanie tylko czy jej utrata odwraca ten proces. Patrząc na byłych komuchów może i rzeczywiście tak jest. Odwołania do Orwella jednak na ludziach i wieprzach się nie kończą. Oto bowiem Wałęsę potraktowano jak Snowballa, a do władzy doszedł Napoleon, którego poplecznicy ochoczo wzięli się za fałszowanie historii. W ich narracji komunę obalił dopiero prezydent, który w jakiś czas później zginął w katastrofie lotniczej, a po którym schedę przejął brat bliźniak, noszący na rękach zwłoki owego niczym Polelum skuty łańcuchem z martwym Lelum z Lili Wenedy Słowackiego. Polski romantyzm się wszędzie przebije, ale w istocie zadziałała idea orwellowskiego ministerstwa prawdy i seansów nienawiści najpierw wobec Wałęsy potem wobec Tuska. Hasłem było – prawda nas wyzwoli, pytaniem – kto nas wyzwoli od takiej prawdy?
Jak na razie nie wyzwolił nas nikt i w świetle nowej prawdy musimy żyć. Naczelną tubą ministerstwa prawdy stała się publiczna telewizja, która nie tylko jest owej prawdy samodzierżcą, ale i wszystkie inne prawdy piętnuje jako kłamstwa. Jak u Orwella i jak w komunie jedna partia prowadzona przez jednego sekretarza ma naprawdę monopol nawet wtedy, gdy ta prawda stoi w oczywistej sprzeczności z rzeczywistością. Ta prawda ma swoje dogmaty: Wałęsa był donosicielem SB, dawni opozycjoniści dokonali spektakularnej zdrady w Magdalence, nieudolny rząd Olszewskiego był najlepszym polskim rządem w historii, katastrofa smoleńska była efektem zamachu - w podtekście wynikiem zmowy Tuska z Putinem. Można dodać do tego kilka pomniejszych dogmacików. Oczywiste jest, że wyznawcy takiego widzenia historii zupełnie inaczej spostrzegają rzeczywistość niż ci, którzy w nie nie wierzą. Ta prawdziwa prawda zdaje się być na dnie tej mętnej wody i w rezultacie nikt jej już nie widzi.
Prawda wymyślona sama z siebie się jednak nie ostanie, trzeba ją głosić, im częściej, tym skuteczniej i tworzyć byty dodające tej prawdzie prawdziwości. Należy też eliminować głoszących inne prawdy, żeby dla tej głoszonej nie było alternatywy. W tym celu wykupiono media regionalne, a pod pretekstem obrony interesów narodowych próbowano zamknąć gębę telewizji TVN. TVN głosi swoją prawdę, w sumie nie jest ważne czy prawdziwą, ale z pewnością niezgodną z tym, którą głoszą rządzący.
Walce o zapanowanie tej jednej jedynej słusznej prawdy towarzyszy zawłaszczanie wszystkiego, co w państwie da się zawłaszczyć. Demokratyczna władza opiera się na trójpodziale, władza dzieli się więc na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. Demokratyczne nieprecyzyjności pozwalają na proste podporządkowanie władzy ustawodawczej przez wykonawczą. Dochodzi do paradoksu, w którym wybrany przez demokratyczną większość rząd podporządkowuje sobie tę demokratyczną większość, która w efekcie głosuje tak, jak rząd czyli władza wykonawcza chce. Trudniej jest z władzą sądowniczą z natury swojej niezawisłą. Systemy totalitarne pokazały jednak, że i z tym można sobie poradzić. Trzeba tylko zachowując pozory obsadzić sądy i trybunały swoimi ludźmi i można mieć pewność, że orzekać będą tak, jak się tego od nich władza będzie domagać. W ten sposób demokrację trafia szlag, chociaż zostaje jakaś złudna fasada.
Władza potrzebuje jednak, najlepiej milczącego, poparcia większości. Zjednoczona Prawica zdobyła władzę absolutnie legalnie w wyniku wygranych wyborów. Nie potrzeba było do tego nawet faktycznej większości, wystarczyło niepełne 44%, co przełożyło się na 51% sejmowych mandatów zgodnie z metodą d’Hondta liczenia głosów. Cztery lata wcześniej było jeszcze prościej, starczyło tylko niepełne 38%, bo ówczesna lewica nie osiągnęła progu wyborczego oddając blisko 8% zwycięzcom. Górą d’Hondt. Zgodziliśmy się na takie chroniące przed zbytnim rozproszeniem mandatów zasady, ale nie znaczy to, że mniejszościowa władza mająca sejmową większość może się zachowywać tak, jak gdyby miała niekwestionowane 100%. Któż jej jednak tego zabroni? Szczęśliwie opozycja wygrała większość w Senacie, co przynajmniej utrudnia jednowładztwo. Niemniej struktura władzy w naszym kraju jako żywo przypomina tę z czasów komuny. Rządzi de facto sekretarz największej partii, z którego nadania zostaje powołany rząd zatwierdzony przez sejmową większość, która posłusznie głosuje w imię dyscypliny partyjnej. Temuż systemowi podporządkowano sądownictwo, wybierając przy pomocy (podporządkowanej władzy wykonawczej) władzy ustawodawczej władzę sądowniczą czyli Krajową Izbę Sądownictwa i tworząc zupełnie nowy byt Izbę Dyscyplinarną. W istocie cała władza mimo pozornego trójpodziału znalazła się w rękach przewodniczącego partii rządzącej czyli Jarosława Kaczyńskiego. Dodajmy do tego obsadzenie partyjną nomenklaturą wszystkich urzędów państwowych takoż spółek Skarbu Państwa i mamy PRL bis, znaczy PiS.
Nie jesteśmy jednak samotną wyspą i tak się nieszczęśliwie przydarzyło, że wcześniej postkomuniści wprowadzili Polskę do Unii Europejskiej, z którą związały nas traktaty i zobowiązania. Traktaty można mieć gdzieś, ale dostajemy z UE konkretne pieniądze, bez których rządzący mogliby mieć kłopoty z przekupywaniem części społeczeństwa socjalnymi dobrodziejstwami. Co z tym fantem zrobić? Jak dostawać w szkole celujące, nie ucząc się? Tu z pomocą przychodzą doświadczenia takich krajów jak Korea Północna, Kuba czy Iran. Trzeba postawić na patriotyzm. Trzeba ludowi prostemu wmówić, że w istocie dostajemy mniej niż dostajemy, a nawet, że dajemy więcej niż nam dają. Lud prosty tego nie policzy, a ekspertom z natury swojej nie uwierzy. Można też dodać, że UE w jakimś sensie Polskę okupuje, pozbawia ją suwerenności i dąży w istocie do pozbawienia nas wszystkiego, co składa się na naszą tożsamość narodową. Jest jednym słowem czymś w rodzaju Związku Sowieckiego tyle, że po przywództwem nacji jeszcze gorszej czyli Niemców. W ten sposób można przesunąć dyskusję na temat ewidentnie złego prawa na grunt nie poddającej się zewnętrznym naciskom dumy narodowej.
Jesteśmy więc przez UE zagrożeni, ale pojawiło się jeszcze jedno zagrożenie czyli szatański plan Ruskich i Białoruskich, żeby do Polski przepchać przez zieloną granicę jak najwięcej emigrantów z krajów niespokojnych, takich jak Irak czy Afganistan, czy po prostu biednych, z których emigranci marzą o lepszym życiu w Europie. Samo w sobie może to i wielkie zagrożenia nie jest. Zakładając nawet, że przez wschodnią granicę przedostałoby się do nas sto czy może nawet dwieście tysięcy emigrantów, to przy współpracy z UE jakoś dałoby się ich pomieścić. Europa jest co prawda emigrantami nasycona i na kolejnych patrzy niechętnie, ale w Polsce dla tych obcych jest sporo miejsca i nawet mogliby się okazać przydatni, bo grozi nam w niedalekiej przyszłości brak rąk do pracy. Emigrantów jednak przyjąć nie możemy z przyczyn doktrynalnych, jako że odmówiliśmy wcześniej Unii w sprawie relokacji. Jak też wytłumaczyć prostemu ludowi, że to nie terroryści, gwałciciele i zboczeńcy roznoszący zarazki? Problem zatem nie do rozwiązania, ale właśnie nie chodzi o to, żeby go rozwiązać. Niech on trwa wzmagając patriotyczne (w rzeczywistości ksenofobiczne) postawy w narodzie. W dodatku władza może się przedstawiać jako zdecydowanie reagująca w obliczu zagrożenia, a Europie może nawet przypomnieć, jak to przez stulecie byliśmy tejże Europy przedmurzem. Polska może się nawet wydać potrzebniejsza Europie niż mogłoby się zdawać, więc może UE przymknie oko na pisowskie reformy sądownictwa i zagrożenia dla wolności słowa w Polsce? Jako też, że Łukaszence potrzebne jest to napięcie na granicy z nami takoż zwożeni emigranci stali się dochodowym biznesem, nie liczę na szybkie rozwiązanie problemu. Putin może zacierać ręce, ale i to dobre, bo może się Unia w końcu go przestraszy. Polska jako strefa buforowa może liczyć na zachodnią powściągliwość.
Kiedy sobie człowiek uświadomi cynizm rządzących światem, może się autentycznie przerazić. Prawda zdaje się być taka, że rządzący rzeczywiście mają głęboko gdzieś dobro i pomyślność obywateli a jeszcze głębiej emigrantów. Priorytetem rządzących jest utrzymanie się przy władzy, być może za wszelką cenę, bez względu na ofiary w populacji. Ta populacja może w pierwszej chwili wydawać się ciemna jak stado baranów, ale tak naprawdę jest głównie bezradna. Tak to już bywa. Kilkudziesięciu dobrze zorganizowanych Hiszpanów obróciło w pył milionowe imperia Inków i Azteków, po powieszeniu Robespierre’a i jego wspólników okazało się, że Francją trzęsło kilkunastu oszołomów. Dobra organizacja ma moc podporządkowywania sobie tłumów. Dodatkowo władzy przyszła w sukurs siła wyższa czyli pandemia koronawirusa. Na czas lockdownów zamknęliśmy się w domach bardziej bojąc się zakażenia niż dbając o swoje swobody obywatelskie. Może i trudno się dziwić, że niektórzy uważają pandemię za międzynarodową manipulację służącą rządzącym. Fakt jednak, że pandemia utrudnia opozycyjną organizację. Bezradność wzrasta, tu wirus, tam uchodźcy, tu groźba unijnego wstrzymania pieniędzy, utrata suwerenności, w dodatku Chińczycy nalatujący Tajwan. Rzeczywiście jest się czego bać. Jak te strach i bezradność przełamać? Zaiste, chińska klątwa o życiu w ciekawych czasach ma swoją siłę. Oby te czasy nie stały się jeszcze ciekawsze.
Dodaj komentarz