• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Outsider

Refleksje na różna tematy

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Perły przed wieprze

Perły przed wieprze
Zdjęcie autora: Stagecoach
Stagecoach
23 lip 2022
6 minut(y) czytania

Tokarczuk powiedziała, że literatura nie jest dla idiotów, a Pan Jezus przestrzegał, żeby nie rzucać pereł przed wieprze. W sumie na jedno wychodzi. Wieprze niczego nie zrozumieją i wszystko splugawią, więc nie ma sensu dyskutować z nimi o wartościach, choć z drugiej strony świnie to podobno bardzo inteligentne zwierzęta, choć Pan Jezus jako Żyd chyba ich nie lubił, skoro pozwolił wstąpić złym duchom w stado tych nieczystych zwierząt, w następstwie czego wspomniane wpadły w szał i się potopiły. A czemuż one winne były? Dyskusja wokół słów Tokarczuk nazwana została i słusznie gównoburzą, a rozpętali ją ci, którzy żadnej książki noblistki nie przeczytali, a i innych nienoblistek zapewne też. Psy szczekają, karawana jedzie dalej, jak mawia porzekadło, choć psy mają zapewne swoje powody. Może karawana narusza ich terytorium, albo pachnie nieładnie? Nic nie dzieje się bez powodu.


Wkurzające jest głównie to, że czepia się wyrwanych z kontekstu wypowiedzi Tokarczuk, a nie dyskutuje o jej książkach. Z chęcią bym porozmawiał choćby o zamyśle kompozycyjnym Biegunów, których konstrukcja wydaje mi się chaotyczna i sprowadza do kilku odrębnych powieści w jednej. Trudno jednak liczyć na głosy teoretyków literatury.


Winą Tokarczuk jest przede wszystkim to, że zaistniała w wielkim świecie, czego rodacy nie wybaczają nikomu. Z literackich noblistów Sienkiewicz był kiepskim pisarzem i w dodatku czytać się dzisiaj już go nie da, Reymont wypłynął na fali modnej wówczas chłopomanii, Miłosz był komunistycznym zdrajcą, a Szymborska komunistyczną k…. Co do innych, Wałęsa to Bolek, a Skłodowska też się puszczała. Komuna noblistom przeciwstawiała laureata nagrody leninowskiej, czyli Iwaszkiewicza, a z obecnymi walczy się Rymkiewiczem, który Nobla już niestety nie dostanie. Takoż ubolewa się nad brakiem Nobla dla Herberta, bo przecież mu się należał. Skądinąd uważam, że rzeczywiście. Nobliści jednak okazują się wrogami narodu jak i papież Polak, który ukrywał pedofilów. Zaprawdę dziwnym narodem jesteśmy.


Istotniejsze od awantury wokół wypowiedzi Tokarczuk wydaje się jednak pytanie, dla kogo właściwie jest literatura w obecnej dobie? Kiedyś pisarzy uważano za największych mędrców w narodzie, a i świecie całym, choć może i nie do końca, wspominając bohatera powieści Knuta Hamsuna Głód. U nas też nie wszystkim literatom się przelewało, ale jakąś nobilitacją nawet bez Nobla się cieszyli. Obecnie nie wiem jak to jest. Jest jakaś grupa nieźle zarabiających głównie na kryminałach czy ekranizacjach. Nie sądzę jednak, żeby wspomniały ich następne pokolenia. Ogólnie mam w polskiej literaturze współczesnej kiepskie rozeznanie, bo niby dużo tego, ale co warto przeczytać i czy w ogóle warto niespecjalnie wiem. Krytycy mnie nie przekonują, bo nie mam pojęcia, czy przypadkiem nie zapłacili im za pozytywne recenzje. Pozostaje ślepy traf. Może przypadkiem trafi się na arcydzieło.


Pytanie jednak, dla kogo pisać? Wiemy, że nie dla idiotów. Kogo jednak za idiotę uznać? Ponad połowa rodaków nie przeczytała w zeszłym roku ani jednaj książki, co jest zastanawiające, zwłaszcza w sprzyjających czytelnictwu czasach pandemii. Wszyscy nieczytający chyba idiotami nie są. Jest wśród nich wielu porządnych ludzi, kochających swoje rodziny i pracujących solidnie na ich utrzymanie, pewnie nawet takich, którzy odnoszą sukcesy w naukach ścisłych, którym literatura do szczęścia potrzebna nie jest, pomijając wizjonerstwo, które poprzedza ścisłe konkretyzacje. Nie trzeba jednak mieć wyobraźni Verne’a, żeby budować łodzie podwodne czy Żuławskiego, żeby latać na srebrny glob.


Wychowałem się na czytaniu, ale było to w czasach z ograniczoną telewizją, brakiem komputerów i innych gadżetów współczesności, więc poza książkami nie miałem wiele innych atrakcji. Z tego jednak powodu trudno mi zrozumieć brak potrzeby czytania. Ta potrzeba głównie kształtuje się w dzieciństwie i staje nawykiem na całe życie. Trudno zaległości z dzieciństwa odrobić i podobnie jak w sporcie zaczynać karierę w dojrzałym wieku. Czytanie nauczyło mnie myśleć i dało narzędzia do rozumienia świata. Pewnie mojego myślenia można się czepiać, a im więcej wiem, tym bardziej dostrzegam jak wiele nie wiem, więc może i z czytania marny pożytek. Nie wiem, ale czytać po prostu lubię. Nie wszyscy jednak lubić muszą. Z takimi rozmawiam o pogodzie, sporcie, czasami o polityce. Maja swoje doświadczenie życiowe, więc się i od nich można czegoś dowiedzieć i nauczyć. Z braku realnych dyskutantów sięgam po kolejną książkę, która jest jak rozmowa z mądrym człowiekiem. Dyskutuje w świecie wewnętrznym, czasami samo coś piszę.


Gdzie szukać nieidiotów? Z nauczycielskich doświadczeń wiem, że czyta jakiś jeden procent uczniów, znaczy ten jeden procent można nazwać molami książkowymi. Jeszcze mniej jest takich, którzy czytają ze zrozumieniem i szukają książek naprawdę mądrych i dobrze napisanych. Jeszcze mniej takich, którzy po wielu lekturach nie mądrzą się, tylko szukają następnych. Trudno ich znaleźć, o idiotów znacznie łatwej. Dla mnie idiota to ktoś, kto jest przekonany o swojej wiedzy i racjach, nie mający wątpliwości, niestawiający pytań i nieposzukujący odpowiedzi. Wielu takich spotykam na co dzień i bywają dość męczący. Odnoszę wrażenie, że to głównie tacy czepiają się Tokarczuk.


Zastanawiam się jednak, ilu jest takich, którzy przeczytali wszystkie tomy W poszukiwaniu straconego czasu Prousta czy zgłębili Ulissesa Joyce’a? Ciekawe, czy uczyniła to Olga Tokarczuk? Myślę jednak, że tak, choć wyczuwam w naszej noblistce pewien kompleks wobec erudytów. Ogólnie wolę ją, kiedy jest mądra niż wtedy, kiedy próbuję erudycja epatować, bo erudycja to jednak nie mądrość. Kojarzy mi się ten zalew morza czerwonego z Biegunów w głowie dotkniętego apopleksją profesora kultury antycznej. I cóż po tym potopie z ogromnej i dogłębnej wiedzy? Fizjologia może spowodować, że staniemy się idiotami i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Szanuję Tokarczuk za tę pokorę wobec świata. Myślę, że sama siebie w jakiejś części uważa za idiotkę. To chyba jest odwieczny kompleks ludzi mądrych, świadomych własnej niewiedzy i ograniczeń. Kryje się pod tym tęsknota, żeby wszystko zgłębić, przeczytać wszystkie książki. Nie da się. Zawsze w jakimś obszarze pozostaniemy idiotami.


Pisze się chyba dla ludzi, co do których ma się nadzieję, że będą się starali zrozumieć to, co napisane. I nie chodzi tu o pełne zrozumienie, tylko o próbę takowego. Ci, którzy próbują nie są idiotami. Jeśli nie próbują, to są. Ale czyta się też w nadziei odkrycia czegoś w sobie samym. Jeśli coś nas zaciekawi czy zainteresuje, to jest wielce prawdopodobne, że trafia w jakąś strunę dotąd w nas drzemiącą, otwiera w nas dotąd zamknięte drzwi. To jest chyba głównie to, co tracą ci, którzy nie czytają. Nie dają sobie szansy na odkrycie istniejących w nich potencjałów, możliwości, wrażliwości. Można nie wygrywać grając w totka, ale nie grając, nie daje się sobie szansy na wygraną. Jednym słowem literatura nas wzbogaca, ale nie do końca jest królestwem z tego świata.


Nie znam wyników socjologicznych badań nad czytelnictwem, choć pewnie takowe były prowadzone. Mam jednak wrażenie, że poza czytającymi z zawodowego obowiązku literaturoznawcami, przekrój czytelniczy jest bardzo różnorodny. Pewnie są czytający robotnicy, zarabiający dokręcaniem jakiejś śrubki przy taśmie, gospodynie domowe, rolnicy i podobni im ludzie nie zaliczani do inteligencji. Z inteligencją bywa różnie. Właśnie inteligencja pozwala niektórym czytać tylko streszczenia i radzić sobie w szkole. W życiu też tak sobie radzą. Niekoniecznie też muszą być oczytani wybitni chirurdzy, których do inteligencji też się zalicza. Lektura Dżumy niekoniecznie musi pomóc w staniu się dobrym lekarzem.


Dalajlama radzi, żeby szukać odpowiedzi na pytania w zadawaniu ich własnemu „nie wiem”. Zapytam się więc własnego „nie wiem”. Po co to piszę? Na początku było poruszenie atakiem na Tokarczuk. Potem myślałem i wyszło mi na to, że coś napiszę. Po pierwsze, żeby się od tego myślenia uwolnić i zacząć myśleć nad czymś innym, po drugie, żeby sobie te myśli jakoś poukładać. Skoro już piszę, to znaczy też, że chcę się tym, co napiszę, podzielić z innymi. Tu zaczyna się klęska pisarska i cierpienie. Niby kilka osób lajkuje mój blog, ale nie wiem, czy go czytają. W dyskusję nie wchodzą. Może ważny jest choćby jeden czytelnik? To w końcu człowiek i nawet jeśli pojedynczy, to jednak ważny. Owszem, mam nadzieję, że przeczyta wielu. W końcu się staram i o to, żeby było ciekawie, i strawnie, i niegłupio. A może dla idiotów trzeba właśnie głupio? Zawsze jest jednak rozczarowanie, chciałoby się więcej, chciałoby się, żeby coś z pisania wynikało. Inaczej po co pisać? Na ten tekst przeznaczyłem jakieś trzy godziny, a pisarze poświęcają bywa, że trzy lata i więcej. Ryzyko ogromne. Na niewiele książek czeka się jak na Wichry zimy Martina. Jednak lubię pisać, podobnie jak lubię czytać. To całkiem fajna aktywność umysłowa i a i fizyczne stukanie w klawisze też lubię, i zastanawianie się nad przecinkami też.


Wychodzi mi na to, że pisanie jest czynnością nieco irracjonalną i nie do końca wyjaśnioną jak choćby potrzeba tańca tkwiąca w ludziach i już. Jak coś przeczytam, odczuwam satysfakcję, jak coś napiszę również. A mając satysfakcję, ma się też chęć do życia. Zatem może właśnie o chęć do życia chodzi? Mam nadzieję, że dożyję publikacji Wichrów zimy, znaczy, jest po co żyć.

20 stycznia 2025   Dodaj komentarz
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz

Stagecoach1956 | Blogi