Po wyborach
Po wyborach
Zdjęcie autora: Stagecoach
Stagecoach
21 paź 2023
6 minut(y) czytania
I po wyborach. Poczułem jakby zdjęto mi z głowy ciężką czapę i otworzono okno. Osiem lat PiSu wystarczy. Właściwie osiem lat każdej formacji wystarczy. W demokracji raz rządzą ci, raz tamci i na tym to polega. Jeśli jakaś opcja upiera się, by rządzić wiecznie, demokracja słabnie. Zwykle też ludzie po takim czasie mają dość rządzących, bez względu na to jak rządzili. PiS jakby o tym zapomniał. Zapomniał zresztą o wielu sprawach. Przede wszystkim o tych dwunastu milionach, które głosowały na inne ugrupowania.
Trochę szczęśliwe zwycięstwo osiem lat temu (dzięki Lewicy, która nie przekroczyła progu wyborczego) wprawiło zwolenników PiS w euforię. Suweren nas wybrał, nie musimy się z nikim liczyć, Macierewicz może być ministrem obrony, nikt nam niczego nie zabroni. Cztery lata temu sytuacja się powtórzyła, co utwierdziło PiS w przeświadczeniu, że będą rządzić wiecznie. Tak właśnie wygląda droga do klęski. Tylko my, reszta jest milczeniem. Zapomniano, że rządzących popiera mniej więcej jedna trzecia wyborców, a to znaczy, że jednak nie wszyscy. Mimo to PiS robił swoje legitymując się demokratycznie wygranymi wyborami i nieustannym powoływaniem się na wolę suwerena.
Suweren się wkurzył. Przynajmniej dwie trzecie suwerena. Teraz ten suweren to w większości hołota, zdrajcy, niemieckie sługusy, w najlepszym przypadku naiwniacy oszukani przez opozycję, manipulowaną przez bliżej nieokreślone siły spoza naszych granic. Jak ostatnio powiedział prezes Kaczyński, wiadomo, że opcja niemiecka stoi za PO, dodał, że za Trzecią Drogą też stoją obcy, dokładnie nie sprecyzował jacy. To coś w rodzaju mizantropii. Polska pod rządami PiS izolowała się od Europy, że wspomnę słynne 1 do 27, skłóciła się z sąsiadami: Niemcami, Czechami, Słowacją ostatnio z Ukrainą. Właściwie nie Polska a PiS, ale według nich PiS to Polska właśnie.
We współczesnym świecie nie ma miejsca na samotne wyspy, może nie tylko we współczesnym. Bezcelowe jest otaczanie się murem, co zrobiono, niech będzie, że z uzasadnionych powodów, na granicy z Białorusią. Muru jednak nie ma sensu rozciągać na inne granice, bo taka Polska skurczyłaby się w końcu do ścian gabinetu osamotnionego prezesa.
Kaczyński to niewątpliwie centralna postać w pisowskiej układance. Dawno już żaden człowiek nie miał aż takiego wpływu na tak wielu rodaków. Trudne to do zrozumienia, ale przez osiem lat rządzono tak, by prezesowi sprawić przyjemność. Odnosiłem wrażenie, że choćby Kurski tak układał program TVP, żeby prezesowi się podobało, żeby jego świat utwierdzały telewizyjne wiadomości. Podobnie zachowywał się Macierewicz upierając się przy zamachu smoleńskim. Prezes chciał w to wierzyć. Jak w satrapii wysocy urzędnicy prześcigali się w przypodobaniu wodzowi.
Kaczyński jednak wodzem nigdy nie był. Zamknięty w sobie stworzył własny świat i uznał, że to jedyny właściwy. To, co mu nie pasowało, odrzucał, ludzi też. Nie stawał jednak na czele tłumów. Jak przyszło co do czego uciekł przed Tuskiem najpierw do Kielc, potem przed bezpośrednią konfrontacją w debacie. W debacie Tusk wypadł kiepsko, ale w niej uczestniczył. Kaczyński wyszedł na tchórza. Tchórzem może nie jest, z obliczeń wyszło mu chyba, że więcej straci biorąc udział w debacie i startując w wyborach z Warszawy. Stracił jednak i tak, może nawet więcej. Tak czy inaczej satrapia to przeżytek, nie może się sprawdzić we współczesnym świecie.
W Polsce przez osiem lat panował ustrój bliźniaczy do znanego z PRL. Był pierwszy sekretarz i atrapy urzędów z prezydentem i premierem na czele. Byłoby przerażające, gdyby ten stan rzeczy się utrwalił, na szczęście jednak to już nie ten świat co kiedyś. To dziwne, że nawet inteligentni ludzie próbowali taki ustrój podtrzymywać. Zapewne niektórym chodziło o doraźne korzyści, ale byli i tacy, którzy chyba wierzyli, że tak powinno być. W efekcie jednak doszło do całkowitej izolacji PiSu także w polityce wewnętrznej. Wojna ze wszystkimi doprowadziła do całkowitej utrat zdolności koalicyjnych, co jest rzeczą dziwną w demokracji. W przeciwnym razie 194 mandaty byłyby wystarczające do zachowania rządów w aliansie z jakąkolwiek partią. Ten brak zdolności do tworzenia koalicji to bardzo wyraźny dowód na głupotę tej władzy. Podobną głupotę jaką wykazała się PZPR w roku 1989. Widać historia niektórych niczego nie uczy. PiS mógłby osiągać swoje cele, gdyby dopuścił do siebie, że sami sobie na długo wystarczyć nie mogą. Obrazili jednak wszystkie inne opcje, nawet te, które może i byłyby skłonne z PiSem współdziałać. Inteligentniejsza partia może by nawet znalazła w trakcie rządów koalicję zdolną do uzyskania większości konstytucyjnej, ale inteligencji zabrakło.
Myślę, że największym błędem PiS było podzielenie obywateli na Polaków i nie-Polaków. W ten sposób obrażono dwie trzecie wyborców i to w sposób szczególnie ohydny. Odmawianie Polakowi o innych poglądach polskości jest skończonym chamstwem, ale i głupotą, bo tworzy się sobie wroga wewnętrznego i prowadzi w konsekwencji do zemsty. To tak, jakby jeden brat insynuował, że ten drugi jest z nieprawego łoża. To są rzeczy niewybaczalne. Z Tuska zrobiono Niemca, do wyborców PO krzyczano – do Berlina, tymczasem Tusk dostał w Warszawie ponad pół miliona głosów. Kto głosował? Folksdojcze? Piąta kolumna? Co gorsze, nawet po wyborach prezes i jego poplecznicy nie rezygnują z tej retoryki. To już chyba choroba. Przypomina tropienie wszędzie wrogów socjalizmu. Paranoja.
Paranoiczna była też propaganda w zawłaszczonych przez PiS mediach. Kto przy zdrowych zmysłach mógł wierzyć w to, co mówiono zwłaszcza w TVP? Większość ludzi, albo się na to wkurzała, albo traktowała jak kiepski kabaret. Mam taki pomysł, żeby telewizyjnych prezenterów nie zwalniać, a zapłacić im za to, by z równą zajadłością opluwali teraz Kaczyńskiego i PiS. Za pieniądze by to zrobili. Sęk w tym, że raczej niewielu z nas by tego chciało, chcemy normalności, a nie Urbana w kolejnym wydaniu. Nie chodzi o to, żeby narzucić społeczeństwu swoje poglądy, ale o to, żeby pozwolić na samodzielne myślenie. Kłopot będą mieli ci, którzy przyswajali sobie partyjny przekaz dnia. W minionej epoce znałem takiego, który wiedział, co myśleć i mówić dopiero wtedy, kiedy przeczytał Trybunę Ludu.
W młodości przeczytałem książkę Ericha Fromma „Ucieczka od wolności”. Ów filozof i psycholog analizował w niej postawy ludzi skłaniających się do wspierania totalitaryzmu. Wyszło mu na to, że są ludzie, którzy boją się samodzielnych decyzji i wyborów, wolą, żeby decydował za nich ktoś inny, z którym się utożsamiają. Ucieczka od wolności jest próbą ucieczki od odpowiedzialności w imię komfortu i złudnego bezpieczeństwa, które daje silna władza. Są ludzie, którzy tylko wykonują rozkazy, ale wykonują, bo tego chcą, odpowiedzialni są inni. Mieliśmy z takimi postawami do czynienia w komunie, ale i mieliśmy takie w ciągu ostatnich lat. Konformiści dekowali się w spółkach skarbu państwa i państwowych instytucjach, ciągnęli za sobą swoją klientelę, tworzyli nową nomenklaturę z krewnych i znajomych Królika. Teraz się boją, ale strachu nie ma, ze swoimi miękkimi kręgosłupami odnajdą się i w nowej rzeczywistości.
Pytanie, jaka będzie ta nowa rzeczywistość? Na razie tak naprawdę nic nie wiadomo. Pamiętam chwile po upadku komuny. Ludzie uśmiechnięci, otwarci na bliźnich, pełni nadziei. Potem nastąpiła konfrontacja z rzeczywistością, co doprowadziło do restauracji dawnych dynastii z Millerem i Kwaśniewskim na czele. Szczęściem ci restauratorzy potrafili wyciągnąć wnioski z przeszłości i odnaleźć się w nowym świecie. Nie wiem, czy obecni twardogłowi będą do tego zdolni. Kaczyński kojarzy mi się z Napoleonem po bitwie narodów pod Lipskiem, w której koalicja kilku państw pokonała wojska francuskie. Nim nastąpiło ostateczne Waterloo, Napoleon uciekł z Elby i miał swoje sto dni. Możliwe, że i teraz zdarzy się podobnie, ale Waterloo czeka nieuchronnie. Z wyżej wymienionych powodów prawica zjednoczona w PiS nie ma historycznej szansy, musi ewoluować i zapewne to zrobi, ale już bez Kaczyńskiego.
Co do rządów zwycięskiej koalicji to nie mam złudzeń, że Polskę zbawią i chyba na szczęście nie mają takiego zamiaru. Zapewne prędzej czy później się pokłócą, ale na razie, gdyby nie stworzyli rządu, byliby idiotami. Łatwo temu rządowi nie będzie, bo oprócz ogólnie niełatwej sytuacji będą musieli zmagać się z oczekiwaniami swoich wyborców, a te są niemałe. Społeczeństwo w całości nie jest zadowolone, a to niezadowolenie będzie rosło. Nawet sukcesy nowego rządu euforii nie będą wywoływały. Świat zewnętrzny też nie wygląda różowo, ale mam nadzieję, że mentalnie wrócimy szybko do Europy nie jako Chrystus Narodów, ale normalny demokratyczny kraj. PiS zrobił wiele, żeby rodaków zniechęcić do UE, strasząc jakąś koszmarną unią zdominowaną przez Niemcy. Strachy na Lachy jak powiadają. Zabawne, że żaden z europejskich krajów, oprócz naszej skrajnej prawicy, Unii się nie boi. Są oczywiście wszędzie formacje anty unijne, ale na razie większości nie mają. Napięcia w UE wobec rosyjskiego zagrożenia nie są pożądane.
Nie oczekuję więc zbyt wiele. Cieszy mnie, że odejdą od władzy ludzie o ograniczonych światopoglądach, którzy przez osiem lat obrażali zdrowy rozsądek i inteligencję, że skończą się debilne przekazy dnia, Sejm głosujący jak za czasów PRL, instrumentalne traktowanie prawa, a w istocie jego niszczenie, demagogia i pustosłowie. Obawiam się trochę rewanżyzmu. PiS zawłaszczył państwo, odzyskiwanie państwowych instytucji może przebiegać burzliwie. Odwetowcy chcieliby krwi, ale to nie leży w naszym wspólnym interesie. Mam nadzieję, że jak po upadku komuny przejęcie władzy odbędzie się pokojowo, choć nie będzie to, tak jak wtedy, sprawiedliwe. Sporo też będzie zależało od opcji przegranej. Czy pogodzą się z zasadami demokracji i niekorzystną dla nich decyzją suwerena? Czy wyciągną wnioski i zaczną budować współczesną prawicę otwartą na istnienie również innych przekonań? Czy odstąpią od obraźliwej retoryki nazywania mnie i innych inaczej myślących zdrajcami narodu? Różnimy się i to jest naszą siłą i ta siła w różności to właśnie nasza jedność.
Dodaj komentarz