Poza granicami rozumienia
Poza granicami rozumienia
Zdjęcie autora: Stagecoach
Stagecoach
28 wrz 2023
8 minut(y) czytania
Piszę ten tekst w ślad za poprzednim, który dotyczył głównie filmu Zielona granica, a nie jego otoczki. Piszę, bo są spawy, których nie rozumiem, a zrozumieć chciałbym.
Przede wszystkim zaskoczyła mnie gwałtowna reakcja obozu władzy na obraz. Owszem, film władzy nie sprzyja, może w okresie przedwyborczym wywoływać jej nerwowość, ale skala rządowego hejtu jest porażająca. Stwierdzenie, że Niemcy nie muszą już sięgać po swoich propagandzistów, bo mają Holland, poparte przywołaniem okupacyjnego hasła, że tylko świnie siedzą w kinie, to jakiś absurdalny koszmar. Zastanawiam się, co tu robią Niemcy? Rzecz dotyczy przecież przeciwległej granicy z Białorusią. Logika jest jednak taka, że Holland to Unia Europejska, a Unią rządzą Niemcy, którzy chcą UE a w szczególności Polskę zdominować, więc używają ojkofobów do siania wrogiej propagandy. Naczelnym ojkofobem jest u nas Tusk, więc w kontekście trwającej kampanii wyborczej pośrednio uderza się w Tuska, jak powszechnie wiadomo niemieckiego sługusa i zaprzańca. Na taką logikę opadają mi ręce, ale są ludzie, którzy to kupują od czasów dziadka z Wermachtu. Nawet w ostrej walce politycznej powinny obowiązywać jakieś granice przyzwoitości, ale wiele być powinno, a nie jest.
Holland to zresztą dla hejterów pochyłe drzewo, bo przecież Żydówka, córka ubeka, a na dodatek odniosła światowy sukces, co u nas jest niewybaczalne. Ta sama pseudo patriotyczna miernota równie nienawidzi Miłosza i Szymborskiej takoż Wałęsy, bo im się też udało. U nas jak się komuś coś uda, to na pewno złodziej, kombinator czy inny paskudnik. To widzenie zaszczepione przez komunę, bo przecież wszyscy powinniśmy być szarzy, posłuszni i mierni, a kiedy trzeba z radością polec za Ojczyznę, trzeba czy nie trzeba.
Poziom gnojenia inteligencji i artystów przybiera ostatnio podobny do peerelowskiego poziom. Ataki na Holland przypominają te na Jasienicę w 1968 roku. Gomułka wypomniał mu „bandycką” przeszłość w AK i zasugerował, że darowano mu winy w zamian za współpracę z władzą ludową. Ta władza w rzeczywistości inwigilowała go przez lata podstawiając nawet żonę donosicielkę. Holland też można opluć w każdy możliwy sposób. Choćby przez to, że wychowała się w ubeckim domu, co pozostawiło w niej trwały ślad. To dość obrzydliwe niszczenie człowieka, ale przecież chodzi o dobro Ojczyzny.
O to dobro chodzi też w uzasadnianiu, że Zielona granica plami mundur polskiego żołnierza przedstawiając w niekorzystnym świetle Straż graniczną. To dość ryzykowny kierunek ataku, bo przecież można zadać pytanie, kto tak naprawdę plami mundur? Straż graniczna to formacja niewątpliwie potrzebna i wykonująca niewdzięczną służbę w deszczu, mrozie i innych niewygodach. Sam chciałem kiedyś być wopistą, bo w naiwności swojej myślałem, że w czasach pokoju takie wojsko ma największy sens. Jakoś mnie jednak służba w Ludowym Wojsku Polskim ominęła, czego raczej nie żałuję. Polski mundur splamiły strzelanie do robotników w 1970 roku i przede wszystkim stan wojenny. Smutne też było wkroczenie wojska polskiego do Czechosłowacji w roku 1968, kiedy to wroga Ojczyźnie Holland brała aktywny udział w praskiej wiośnie.
W różnych wojskach są niezbyt chwalebne karty. Amerykanie mieli swoją zbrodnię w My Lai, Francuzi niechlubną wojnę w Algierii, a i u nas odbył się proces o domniemaną zbrodnie w Nangar Chel. Sądy wszystkich krajów były w takich przypadkach pobłażliwe, ale procesy były. Na tym polega cywilizacja, że nawet w czasach wojennych obowiązuje prawo. Myślę zatem, że w przypadku obecnych wydarzeń na granicy polko-białoruskiej powinna powstać specjalna komisja, która oczyściłaby polski mundur z zarzutów lub potwierdziła nieprawidłowości, które pokazuje film Zielona granica.
Niewątpliwym obciążeniem działań na granicy są pushbacki, niezgodne z prawem międzynarodowym i polskim. Polskie sądy to uwzględniają, na co wskazuje wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Białymstoku, który uwzględnił 15 września 2022 r. skargę Rzecznika Praw Obywatelskich oraz pełnomocnika pochodzącej z Iraku siedmioosobowej rodziny na zawrócenie do linii granicy państwowej. W uzasadnieniu znalazło się takie stwierdzenie: nawet kryzys na granicy polsko-białoruskiej, wywołany polityką władz Białorusi, nie zwalnia polskich organów z obowiązku zachowania proporcji między obowiązkiem ochrony granicy i bezpieczeństwa państwa a poszanowaniem praw i wolności człowieka.
Więcej na ten temat można znaleźć pod linkiem https://bip.brpo.gov.pl/pl/content/wsa-rpo-pushbacki-sprzecznosc-prawo-polskie-miedzynarodowe-uzasadnienie
Jest rzeczą oczywistą, że każde państwo ma prawo do ochrony swoich granic, ale należałoby to robić w sposób humanitarny.
Zadanie takiej komisji, która miałaby ustalić jak w rzeczywistości było, nie byłoby łatwe. Na granicy obowiązuje stan wyjątkowy, nie ma tam dziennikarzy, sprawy dzieją się nocą, świadków jest niewielu i nie wszyscy mogą być wiarygodni. Problem jednak w tym, że obecnie na podstawie różnych wyobrażeń jedni uważają, że pushbacki dotykają niewinnych ludzi także kobiet z dziećmi, a drudzy, że w ten sposób odpiera się hordy barbarzyńców rzucających kamieniami i chcących do Europy na zasiłki. Zapewne jest tak i tak, ale jasności nie ma.
Ogólnie w temacie pojawiają się głównie emocje i sympatie polityczne czy światopoglądowe. Jedna strona zgadza się z oficjalnym stanowiskiem władzy, druga przyjmuje punkt widzenia opozycji. Najzabawniejsze, że większość z jednej i drugiej strony filmu nie widziała, więc przypomina to spór o urodę nigdy niewidzianej kobiety. Jedni mówią, że piękna, drudzy, że brzydka. To rzeczywiście zadziwiające zjawisko, niemal dyskusja o kosmitach. Mogę polegać na recenzji jakiegoś krytyka i pójść na seans albo nie. Mam zaufanie do tego konkretnego krytyka, więc go słucham, ale nie mogę na podstawie recenzji ocenić filmu samodzielnie. Mogę co najwyżej powiedzieć, że według X film jest stratą czasu. Tu jednak absurd sięga wyżyn, bo o filmie wypowiadają się nie tylko krytycy, ale najwyżsi dostojnicy państwowi z prezydentem na czele. Zastanawiam się, czy i w innych sprawach oficjele podejmują decyzję nie wnikając w ich meritum. Straszne by to było.
Zastanawia mnie taka ślepa wiara. Sprowadza się chyba do stosunku wobec emigrantów i sympatii politycznych. My emigrantów, zwłaszcza tych o innym kolorze skóry, w większości po prostu nie lubimy. Zrozumiały jest lęk przed skalą zjawiska. Jeden Murzyn w autobusie to intrygująca egzotyka, ale jak ich jest pięciu, dziesięciu a i więcej? W drodze z pracy i do pracy dla zabicia czasu liczę Murzynów i rudych. Do rudych oczywiście nic nie mam, choć taki jeden niektórym przeszkadza, ale to jakaś zauważalna grupa w odniesieniu do Murzynów, kontrolna. Otóż w ciągu tych dwóch dziennie przejazdów przez miasto widuję kilkunastu czarnoskórych i kilku rudych. Przewaga Murzynów jest zauważalna. Dla mnie cały czas to egzotyka. Kiedy byłem dzieckiem na warszawskich ulicach nie widywało się obcokrajowców, samochody z zagraniczną rejestracją też były rzadkością. Dla współczesnego nastolatka obcokrajowcy to normalność. Nie tylko Murzyni, ale i Azjaci czy Europejczycy. Wydaje się nieuniknione, że będzie tych cudzoziemców więcej. Myślę, że trzeba się z tym pogodzić i do tego przyzwyczaić. W moim obecnym otoczeniu jest bardzo niewielu warszawiaków, jak to mawiała moja babcia – z dziada pradziada. Czy mam się boczyć na warszawiaków z Radomia, Sochaczewa, Białegostoku itp.? To w końcu też migranci. A jednak moja babcia określała ich dość jednoznacznie niezbyt przychylnymi epitetami. Czasy mojej babci minęły.
Ścierają się w naszym społeczeństwie dwa światopoglądy. Jeden oparty na tzw, tradycyjnych wartościach czyli stałości rodziny, poszanowaniu obyczajów, w tym szacunku dla munduru, utożsamianiu się z katolicyzmem itp. Drugi to otwartość na nowości, wolność od stereotypów obyczajowych, liberalne podejście do obowiązujących do niedawna zakazów i nakazów. Taki stan jest chyba permanentny w historii, bo zawsze byli konserwatyści i postępowcy, zawsze młodzi i starzy. Postępowy Mickiewicz walczył z konserwatywnym Koźmianem, a później Młoda Polska uważała Mickiewicza za skostniałego. W samochodzie też są gaz i hamulec. Nie da się bez jednego i drugiego. Kierując jednak sobą warto mieć poczucie zdrowego rozsądku. Nie można naciskać tylko na gaz czy zarzynać silnik jazdą wyłącznie na pierwszy biegu. W turystyce jest taka zasada, że grupa idzie tempem najwolniejszego. Problem tylko, kiedy ten najwolniejszy leży. Rozumiem, że dla przedstawicieli najstarszego pokolenia tempo obecnych przemian jest zbyt duże, a młodzież chciałaby lecieć do przodu nie zastanawiając się dokąd. Kiedy kupiłem pierwszy komputer największym problemem był brak dobrego oprogramowania, kupowało się legalnie pirackie gry, a w sklepach były Optimusy, jakieś zapomniane już marki i piekielnie drogie IBM. Kiedy dziś wchodzę do sklepu z elektroniką o trzech czwartych rzeczy nie umiem powiedzieć, do czego służą. A przecież pamiętam czasy maszyn do pisania. A wyobraźcie sobie jaką sensację wzbudziłaby na ulicy w latach trzydziestych kobieta w szortach. Świat się zmienia, nie da się go zatrzymać.
Załóżmy, że niezmienny pozostaje dekalog, ale kilka przykazań pozostaje już tylko na papierze. Choćby pierwsze trzy czy szóste. Kiedy słucham czy czytam wypowiedzi konserwatystów przypomina mi się pieśń Give Me That Old Time Religion (It's good enough for me). To już jednak tylko pobożne życzenie. Jedni mówią, że kiedyś będzie dobrze, inni, że już było. Jest jak jest, ale nie da się cofnąć do starych dobrych czasów, które może wcale nie były takie dobre, a tylko teraz takimi się wydają?
Aktualne fale emigracyjne zmieniają świat w tym Europę. Prędzej czy później zmienią również Polskę. Może będzie tak jak z Rzymem opanowanym przez barbarzyńców, a może powstanie nowe, wielokulturowe społeczeństwo? Mam jednak wrażenie, że ten dawny sposób myślenia prowadzi do niezbyt szczęśliwych rozwiązań. Takie dawne terytorialne myślenie reprezentuje choćby Rosja atakująca Ukrainę. Odżywa mit bohaterstwa, walki jako wartości samej w sobie, wielkich haseł. Mam nadzieję, że to nie przeważy. Mamy wiele problemów do rozwiązania: głód, nierówności ekonomiczne, choroby cywilizacyjne, degradacja środowiska naturalnego, kłopoty z klimatem. Nie przezwyciężą tego czołgi i armaty.
Z drugiej strony negowanie wszystkiego, co było też nie prowadzi do czegoś konstruktywnego. Gdyby wszyscy, którzy chcą emigrować do Europy, to zrobili, groziłby nam chaos i trudno wyobrażalny kryzys. Potrzebne są rozwiązania globalne, takie, żeby Afgańczycy, Syryjczycy i inni nie musieli emigrować. Tyle, że wojny i rewolucje na Bliskim Wschodzie zdestabilizowały ten region i na jakieś pozytywne zmiany się nie zanosi.
Wracając do reakcji na Zieloną granice. Zgodzę się z krytykami, że film nie pokazuje całej złożonej rzeczywistości. Rzeczywiście, duża część migrantów to ludzie uciekający przed prześladowaniami we własnych krajach. Nie jest mało takich, którzy po prostu chcą lepiej żyć, a u siebie nie widzą na to perspektyw. Krzyczy się, że ci młodzi migranci chcą tylko dostać w Europie zasiłki. Pewnie są i tacy, ale wielu ucieka przed wcieleniem do ISIS czy innych ekstremalnych struktur, ucieka przed marazmem obozów dla uchodźców, przed wegetacją. Jakiego trzeba zdesperowania, żeby wsiąść na lichą tratwę, która szybciej zatonie niż dopłynie do celu? Oni nie robią tego z radości, a tylko w nadziei, że jakoś się uda, że znajdą ziemię obiecaną. Że mogą być wśród nich gwałciciele, zboczeńcy, przestępcy? Ano mogą. Polacy mieli na Zachodzie przez długi czas opinię złodziei i brudasów. Część naszych migrantów zapracowała na taką ocenę całości. Do dziś nie mamy w świecie najlepszych notowań.
Film Holland zwraca uwagę na ogólny brak rozwiązań co do migracji. Dawne państwa kolonialne mają za swoje. Wykorzystywały swoje kolonie i teraz ponoszą tego konsekwencje. Niemcy czy Skandynawowie mają kłopoty z siła roboczą, a i jakieś poczucie humanitaryzmu, ale skala problemu je przytłacza. My nie mamy garbu wykorzystywania Afryki i Azji, więc pada pytanie – dlaczego do nas? Właściwe raczej przez nas, bo migranci traktują nas głównie jako kraj tranzytowy. Na pushbacki na naszej granicy Unia przymyka oko. Mamy pilnować unijnej granicy nie ważne jak, byle najskuteczniej. Film Holland jest też zwrócony do Unii.
Najgorsze jest to, że pod powierzchnią sporów światopoglądowych gromadzi się coraz więcej nienawiści. Zastanawiam się, jak mam zachowywać się wobec swoich znajomych, którzy bezkrytycznie przyklaskują przyrównywaniu Holland do Leni Riefenstahl czy powtarzających hasło tylko świnie siedzą w kinie i deklarują, że filmu nie widzieli nie zobaczą. Większość z nich to ludzie inteligentni i z gruntu porządni. Co ich popycha w taką bezduszną bezmyślność z podszewką nienawiści? Być może powiedzą, że to Holland i ludzie jej podobni sieją nienawiść i prowadzą do podziałów. Problem w tym, że z tej strony jakoś nienawiści nie czuję. Owszem, jest niezgoda na to, co jest, sprzeciw wobec jedynych prawidłowych poglądów, bezrefleksyjnego powtarzania lansowanych sloganów, zakłamaniu, nadużywaniu władzy. Ja to rozumiem, bo przeżyłem akademie ku czci i propagandę sukcesu. Mam do obecnej władzy wiele zastrzeżeń i na pewno nie zagłosuję na nią w nadchodzących wyborach. To jednak nie znaczy, że ludzi z tej przeciwległej formacji nienawidzę. Owszem, irytują mnie, czasami wkurzają, ale też bywa, że niesmaczą mnie hejtujący obecnie rządzących. Jak brzmi stara pieśń – od nienawiści broń mnie Panie. Powiem więcej, nawet jeśli opozycja wygra wybory, raczej nadal pozostanę w opozycji, bo każdej władzy ktoś musi patrzyć na ręce. Oby ci następcy potrafili się wznieść ponad zachłyśnięcie się władzą.
Dodaj komentarz