Spisek lepszy niż rzeczywistość
Spisek lepszy niż rzeczywistość
Zdjęcie autora: Stagecoach
Stagecoach
2 maj 2021
6 minut(y) czytania
Mnożą się ostatnio teorie spiskowe związane z covidem. Nie ma w tym nic dziwnego, spiskowe teorie funkcjonują od początku świata. W końcu Ewa nie zaufała oficjalnej informacji Pana Boga, a posłuchała węża podważającego boska wiarygodność. Brak wiary w oficjalne wersje wydarzeń to jedna z podstaw powstawania spiskowych wersji. Właściwie trudno się dziwić, bo w końcu rządzący nie mówią ludziom wszystkiego, a tajne akta odtajnia się po wielu latach albo wcale. Coś tam znaczy zawsze musi być na rzeczy, skoro nie mówią wszystkiego.
Spiskowcy jednak popadają w paranoję typu wiary w płaskość ziemi, sfingowane lądowanie na księżycu itp. Można wzruszyć ramionami, popukać się w czoło, ale może nie zaszkodzi postarać się zrozumieć, skąd ta wiara w absurdy się bierze.
Od strony szerzących niesprawdzone informacje rzecz bywa dość prozaiczna. Jedni robią to najzwyczajniej dla pieniędzy, bo sensacja się opłaca, inni wprowadzają informacyjny chaos z pobudek politycznych, w końcu dezinformacja to broń stosowana przez różne wywiady i tajne służby. Z tymi, którzy absurdom dają wiarę jest jednak inaczej. Erich Fromm opisał zjawisko nazwane podstawowym zaufaniem. Ludzie albo z takim zaufaniem przychodzą na świat, albo nie. Możliwe też, że kształtuje się ono w pierwszym okresie życia, kiedy to świat albo spostrzegamy jako przyjazny i pozwalający na ufność, albo niepewny, zagrażający, wzbudzający poczucie dyskomfortu. Z podstawowym zaufaniem łatwiej żyć, bo przyjmuje się sprawy o tak po prostu, z brakiem takiego zaufania już jest trudniej. Nawet to, co oczywiste wzbudza podejrzenia i poczucie, że prawda wcale taka oczywista nie jest. W sumie takie podejście może być nawet pozytywne i prowadzić do odkryć naukowych, których początkiem bywa właśnie wątpienie w wiedzę zastaną, ale życia to jednak nie ułatwia. Świat spostrzegany jest jako zakłamany, ludzie są nieszczerzy, wszystko i wszyscy próbują nas w jakiś sposób oszukać. Do końca racjonalne to nie jest, ale wywodzi się ze sfery emocjonalnej, więc irracjonalnej ze swojej natury. Znów trudno się dziwić, bo jeśli ktoś zostanie już na początku życia oszukany, to zrozumiałe, że o zaufanie takiemu komuś trudno.
Jest jednak jeszcze jeden aspekt sprawy. Jedną z podstawowych ludzkich potrzeb jest potrzeba bezpieczeństwa. Podstawowe zaufanie takie poczucie bezpieczeństwa tworzy, jego brak zmusza do stworzenia sobie jakiejś atrapy czy protezy. Z braku wewnętrznego punktu oparcia zaczyna się poszukiwanie takowego gdzieś poza sobą. Teoretycznie takie oparcie powinni dawać rodzice, ale jeżeli sami są neurotyczni i mają z podstawowym zaufaniem problem, poczucia bezpieczeństwa nie dają. Niemniej nawet w takich przypadkach postrzegani są przez dziecko jako osoby wszechwiedzące i omnipotentne, więc nawet jeśli nie ma się do nich zaufania, to pozostaje przekonanie, że oni jednak wiedzą, tylko tego, co wiedzą, nie mówią. Odkrywanie niedoskonałości własnych rodziców to jeden z bólów dorastania, a wiąże się z tym poszukiwanie innych autorytetów. Autorytety bywają jednak różne, a im bardziej brak wewnętrznego poczucia pewności siebie, tym łatwiej ulega się tym, którzy pewnością siebie emanują. Pojawiają się więc nieformalni liderzy, idole sportowi czy popkulturowi, w skrajnych przypadkach przywódcy sekt czy inni szarlatani.
Wynika z tego, że w każdym miejscu i w każdym czasie znajdzie się dostateczna liczba wątpiących, by teorie spiskowe mogły znaleźć podatny grunt.
Jest jednak w naturze ludzkiej coś jeszcze. Lubimy tajemnice i jeśli tajemnica się pojawia, usilnie chcemy ją poznać. Tajemnica to coś, czego nie wiemy, ale mamy wrażenie, że są tacy, którzy wiedzą. Tajemnicą jest już samo nasze istnienie i w swojej niewiedzy odwołujemy się do jakiejś istoty ponad nami, czy to będzie Bóg, czy inteligencja wszechświata, czy w skrajnych przypadkach mroczne siły kabały względnie innego szamaństwa. Istotą jest jednak pewnik, że ktoś czy coś absolutnie wszechwiedzący istnieje, bo ta wiara porządkuje nam świat, likwiduje chaos i niepewność, nadaje poczucie sensu. W sprawach mniej fundamentalnych i ostatecznych tworzą się kręgi wtajemniczenia i powstaje przeświadczenie, że nawet, jeśli my czegoś nie wiemy, to są tacy, którzy wiedzą. Co więcej, ci wtajemniczeni mają możność manipulowania niewiedzącymi, stąd podejrzliwość wobec wiedzących. Wtajemniczone są kręgi formalnej władzy, ale też jakieś tajemne organizacje w rodzaju Templariuszy, Masonów, kapłanów wszelkich religii. Można zatem albo zabiegać o dopuszczenie do jakiegoś kręgu wtajemniczenia, względnie zamykać się w skorupie pokrzywdzenia i zwalać winę za wszelkie nieszczęścia na onych wiedzących.
Rządy, zwłaszcza te totalitarne, umiejętnie ten zastrzeżony dostęp do prawdy wykorzystują. Przypomina mi się taki dowcip z czasów komuny. Przed sklepem mięsnym utworzyła się długa kolejka wywołana pogłoską, że coś przywiozą. Długość kolejki zaniepokoiła kierownictwo sklepu, więc postanowiono ją jakoś ograniczyć. Kierownik wyszedł przed sklep i powiedział, że owszem przywiozą, ale nie dla wszystkich wystarczy, więc prosi, żeby z kolejki wycofali się Żydzi. Kolejka się nieco zmniejszyła, ale nadal pozostawała długa, więc w następnej kolejności z kolejki wypchnięto słabiej zaangażowanych politycznie, prywatną inicjatywę, kułaków, tak że pozostała tylko nieliczna już grupa aktywistów partyjnych. Do nich kierownik powiedział – widzicie towarzysze, wam to mogę powiedzieć, dostawy nie będzie, ale wiem, że wy to zrozumiecie. Na to odezwał się głos – no tak, jak zwykle Żydzi mieli najlepiej. Nauka z tej anegdotki taka, że nawet jeśli nie ma tajemnicy, to i tak mogą być wtajemniczeni. Co Żydów, to ich zawsze podejrzewano o skryte rządzenie światem. Władza totalitarna czyni prawdę dobrem zastrzeżonym i wartością zastępującą dobra materialne. Ci wyżej postawieni wiedzą więcej i nawet, jeśli ta wiedza nie daje nic innego poza wiedzą, to jest jakimś konkretem.
Wygląda na to, że w naszej teoretycznie wolnej rzeczywistości wiara w skrywane przed ludem tajemnice jednak się utrwaliła. Co jakiś czas wyciekają różne tajne informacje, pojawiała się nawet instytucja sygnalisty, czyli kogoś, kto demaskuje niecne i utajnione poczynania władzy. Mimo chęci, w dobie wszechobecnego internetu, trudno jest coś na dłużej ukryć przed opinią publiczną. Przejrzystość działań politycznych jest więc zdecydowanie większa niż kiedykolwiek, ale podejrzliwość wcale nie maleje. Niedawno słyszałem pewnego nawiedzonego księdza, który przekonywał, że zamachy z 11 września były medialną manipulacją, w Word Trade Center nie uderzyły żadne samoloty, wieżowce wysadzono po to, by móc rozpocząć wojnę w Afganistanie i eskalować ja na Irak. Podobnie jest z teorią o mistyfikacji lądowania na księżycu – współczesne środki techniczne umożliwiają takie właśnie oszukiwanie mas. Zagrożenie sięga dalej, choćby szczepienie przeciwko covid ma na celu wszczepienie ludziom chipów, które nas wszystkich w końcu ubezwłasnowolnią. Cała pandemia to też oczywiście spisek rządzących, którzy zastraszają społeczeństwo, by móc nim sterować i czerpać z tego niewyobrażalne zyski. W szpitalach leżą statyści i aktorzy, nie podaje się leków zwalczających wirusową chorobę – co stoi w sprzeczności z negowaniem istnienia wirusa – wszystko jest jednym wielkim wymysłem jakiejś bliżej nieokreślonej grupy być może z Billem Gatesem na czele. Niepokojące jednak może być to, że podobne historie są do pomyślenia i zawierają w sobie jakąś dozę prawdopodobieństwa.
Można wierzących w kolejny dziejowy spisek potraktować jako paranoików cierpiących na manię prześladowczą, ale nawet paranoja ma swoje przyczyny. Paranoik, mający nikłe poczucie własnej wartości, tworzy swój paranoiczny świat, w którym sam siebie może spostrzegać jako osobę szczególną. Współczesny człowiek może być zagubiony w natłoku bombardujących go w każdej minucie informacji i chcąc uniknąć chaosu szukać porządkujących świat teorii. Charakterystyczny jest jednak w tym poszukiwaniu lęk przed świadomością, że jako ludzkość po prostu nad całością naszej rzeczywistości nie panujemy. Wirus nie wziął się ot tak z natury, ale zapewne został wytworzony w jakimś laboratorium, co daje poczucie, że owszem, jesteśmy zagrożeni, ale jednak są tacy, którzy nad tym panują, względnie, jeśli wirusa nie ma, to został również przez nas czyli ludzi wymyślony. Gdyby nagle okazało się, że za kilka dni ma uderzyć w ziemię asteroida przybywająca gdzieś z głębi kosmosu, zapewne też znaleźliby się tacy, którzy albo nie dali by temu wiary, albo obwinili za katastrofę jakąś bliżej nieokreśloną ludzką zmowę.
Mam zatem wrażenie, że za teoriami spiskowymi kryje się najzwyczajniejszy lęk przed sprawami, na które nie mamy wpływu, co się niektórym może wydawać straszne. Bezsilność jest jednym z najgorszych uczuć, więc staramy się jakoś bezsilność przezwyciężyć. Spiskowe teorie są takim narzędziem przezwyciężania lęku. Podobnie przezwyciężaniu ludzkiej bezsilności służy choćby modlitwa czyli prośba o ingerencję wznoszona do siły wyższej.
Nie wydaje się, że coś można z wiarą w teorie spiskowe zrobić. Wierzą w nie ludzie, którzy nie mają aparatu intelektualnego i siły emocjonalnej pozwalających na poradzenie sobie z rzeczywistością taką, jaką ona jest. Niektórym łatwiej odwrócić się plecami do rzeczywistego zagrożenia i zmagać się z jakimś wymyślonym. Trochę to tak jak pijak w delirium walczący z białymi myszkami, a nie z własnym alkoholizmem. Dyskusja z wierzącymi w spiski nie da żadnego rezultatu, więc pozostaje uznanie własnej bezradności w tym względzie, co pozwala przynajmniej na uniknięcie stresu spowodowanego walką z wiatrakami.
Dodaj komentarz