Wyspiański głosowałby na Trumpa?
Wyspiański głosowałby na Trumpa?
Zdjęcie autora: Stagecoach
Stagecoach
16 sty 2021
4 minut(y) czytania
Donald Trump przegrał wybory. Specjalnie nie piszę, że wygrał Joe Biden, bo sporo wyborców głosowało raczej przeciwko Trumpowi niż za Bidenem. W sumie raczej dobrze, bo cholera wie, co by Trump zrobił w czasie swojej drugiej kadencji. Trudno powiedzieć co, ale jakaś niepewność co do tego istniała. Co zrobi Biden też nie wiadomo, ale można zakładać, że będzie bardziej obliczalny. Najciekawszą postacią w tej amerykańskiej układance jest jednak Kamala Harris wybrana na wiceprezydenta USA. Mogę sobie wyobrazić, że wiekowy Biden może się w pewnym momencie okazać niezdolnym do sprawowania urzędu i będziemy mieli pierwszą prezydentkę Stanów Zjednoczonych w dodatku czarną. Afroamerykanka może tylnymi drzwiami wejść do gabinetu owalnego w Białym Domu. Hillary poprzednio się nie udało, chociaż była biała, znaczy bardziej akceptowalna dla większości wyborczej.
Sprawa równouprawnienia kobiet postępuje nadal, co mnie dziwi, bo wydawałoby się, że to równouprawnienie jest czymś naturalnym, ale okazuje się, że nadal nie. Papież Franciszek dopuścił właśnie kobiety do pomniejszych posług liturgicznych. Niby jakiś postęp, ale będący wynikiem historycznych zaszłości kościelny patriarchalizm jest jednak czymś zastanawiającym. To niewątpliwy relikt usankcjonowanego kiedyś porządku świata tego, ale ten porządek wyraźnie się zmienił. Zresztą i kiedyś w różnych kulturach kapłanki nie były niczym wyjątkowym, więc w naszej kulturze może też nie powinny być? Patriarchalizm dostaliśmy w spadku po cywilizacji judeo-rzymskiej czy może ogólniej śródziemnomorskiej i utrwaliliśmy w średniowieczu. Anglicy się wyłamali i dobrze na tym wyszli. Zastanawiające jest jednak, że we współczesności rozważamy jeszcze takie męsko-damskie problemy.
Amerykańskie problemy znalazły odbicie i u nas. Co prawda w naszej części świata okupacje budynków rządowych nie są może aż taką sensacją, ale na ogół też raczej się ich nie popiera. Najbardziej jednak zastanawia mnie, dlaczego ludzie przyznający się do zdecydowanie prawicowych poglądów tak bardzo dramatyzują w związku z porażką Trumpa. Widziałem nawet mem, na którym za plecami Biden stoi diabeł, a za Trumpem Jezus. Propagandowy majstersztyk i sporo debili się pod takim obrazkiem podpisze. Ten mem pokazuje jednak istotę konfliktu. Walka prawaków z lewakami nie jest, jak się okazuje, walką polityczną o władzę, wpływy i pieniądze, ale odwiecznym bojem dobra ze złem. Wzbudza to lekki dreszcz, bo pachnie radykalnym islamem, w którym zabijanie niewiernych jest miłe Allachowi. Dekalog działa więc wybiórczo, bo nie obejmuje niewiernych. Można ich okradać i zabijać, nie wolno tylko z nimi cudzołożyć. Dobre i to. Na marginesie Dekalogu uświadomiłem sobie, że nie funkcjonuje on w Buddyzmie, Konfucjanizmie, Hinduizmie i w kilku jeszcze religiach, a jednak ludzie tam postępują podobnie jak Chrześcijanie, znaczy podobnie rozróżniają dobro i zło i podobnie kombinują jak te wartości poprzestawiać. Zauważył to Salman Rushdie w Szatańskich wersetach i o mało go z tego powodu nie zgładzono.
W świetle mema z Trumpem i Bidenem oraz szatanem i Jezusem można się jednak głupio poczuć. Bo co, jeśli uważam, że Trump był prezydentem niebezpiecznym, a lewactwo ma swoje racje i pojawia się tam, gdzie dotychczasowa nasza cywilizacja sobie nie radzi? Czy za mną też stoi szatan? A może w najlepszym przypadku tylko ulegam temu szatańskiemu złudzeniu i jest dla mnie jakiś ratunek przed potępieniem? Jak się zacznę zastanawiać nad dobrem i złem, oskarżą mnie o relatywizm. Jak się jednak uprę przy tradycyjnym widzeniu wartości, to musze uznać taki mem za bluźnierstwo i łamanie drugiego przykazania Dekalogu. Łagodnie mówiąc ograniczę się do stwierdzenia, że to uzurpacja.
Uzurpowanie sobie poparcia autorytetów, które się w sprawie tego poparcia wypowiedzieć nie mogą, to zresztą dość częsta praktyka. W naszym kraju jakoś ludzie sztuki niechętnie odnoszą się do haseł prawicy i w jej szeregach wielu artystów czy najogólniej mówiąc humanistów znaleźć się nie da. Wytłumaczenie jest dość proste, bo żaden z natury swojej wolny i niezależny artysta nie poprze poglądów wykluczających inne, bo tym samym zmieniłby się z artysty w panegirystę, a i utracił siłę twórczą. Zdarzali się co prawda jacyś Majakowscy czy Hamsunowie, ale na ogół marnie kończyli zaszczuwani przez totalitaryzmy, które popierali. Żaden też totalitaryzm nie wydał jakichś wybitnych twórców, bo w założeniu miał cyklopiczne znaczy jednowymiarowe widzenie. Sztuka musi mieć spojrzenie swoje własne i nie należy do żadnych partii czy innych ugrupowań politycznych. Jak zaczyna należeć, to się degraduje. Najgorzej mają jednak nieboszczycy. Czymże zawinił Wagner, że go Hitler uwielbiał? Gdyby nie umarł wcześniej, pewnie by z III Rzeszy emigrował. Pewności jednak co do tego mieć nie można.
Współczesna polska prawica cierpi na brak twórców i intelektualistów, głównie jednak z tego powodu, że sama się ich wyparła. Podobnie jak czynił to Związek Sowiecki wycięła z polskiego panteonu sztuki wszystkich noblistów i napiętnowała większość literatów jako antypolskich przedstawicieli zgniłych elit. Niewielu więc tej prawicy zostało. Znakiem tego sięgają do romantyków. Mickiewicz, Norwid, nieco mniej Słowacki, bo jakiś taki mało wyrazisty, do Krasińskiego się jeszcze nie doczytali, a szkoda, bo może im najbliższy. Kojarzy mi się choćby wczesne opowiadanie późniejszego wieszcza Mściwy karzeł. Ostatnio podpierają się Wyspiańskim. Nieważne, że Wyspiański obnażał grzechy całego polskiego społeczeństwa i że chocholi taniec postępował u niego od prawa do lewa. Zawsze coś tam się pasującego do obecnej rzeczywistości i cyklopiego punktu widzenia znajdzie. Plus dla prawicy, że po literaturę w ogóle sięga, opozycja tego nie robi wcale. Jakoś mnie jednak takie zawłaszczanie dorobku kultury narodowej boli. Uczyłem języka polskiego i wiele dzieciaków poznawało narodowych wieszczów za moim pośrednictwem. Wyrosłem w kulcie dla polskiej literatury i wkurza mnie, kiedy sięga się po nią, żeby uprawomocnić swoje doraźne poglądy. Nie wiem, czy Mickiewicz, Wyspiański a nawet Herbert podpisaliby się pod dzisiejszą prawicowością, nikt tego nie wie. Wielcy tego narodu są własnością całego narodu, a nie tylko jakiejś jednej przemijającej orientacji. Tyle, że ta orientacja chce o sobie powiedzieć – my naród i tylko my.
Zawieszę więc rozważania nad dobrem i złem, chociaż jednego i drugiego wiele po wszystkich stronach barykady. Mam nadzieję, że może nieprędko, ale ziarno od plew oddzieli się samo. W końcu z plew nic nie wyrośnie.
Dodaj komentarz