Za tydzień wybory
Za tydzień wybory
Zdjęcie autora: Stagecoach
Stagecoach
7 paź 2023
6 minut(y) czytania
Za tydzień wybory. Niektórzy nie wiedzą, bo są za młodzi, niektórzy zapomnieli, bo są już starzy, ale te trzydzieści parę lat temu wyborów nie było. Znaczy coś tam podobnego było, bo w głosowaniach np. Edward Gierek w Sosnowcu osiągał 99,99 procenta, z czego dzisiaj możemy się śmiać, ale wtedy mieliśmy poczucie zaprzeczenia demokracji i totalnego nonsensu. Tym, którzy wyborów nie doceniają, kontestują, albo na nie nie chodzą, warto przypomnieć, że to znaczące wydarzenie i możemy zdecydować, kto przez najbliższe cztery lata będzie nami rządził. Są tacy, co powiedzą, że to wszystko jedno, ale jednak nie, jeśli chodzi o konkrety może być podobnie, ale jeśli chodzi o atmosferę zdecydowanie nie. Wygrani będą mogli oddychać, przegrani poczują coś w rodzaju przyduszenia, jednym humory się poprawią, drugim pogorszą. Dobrze by było, gdyby wygrani o przegranych pamiętali i w swoim tryumfalizmie nie starali się wdeptać ich w ziemię. Wybory to efekt umowy społecznej. Umawiamy się, że ustalimy władzę w ramach głosowanie, a nie brutalnie wyrzynając się nawzajem, więc warto zachować wzajemny szacunek.
W kampanii wyborczej jest z tym szacunkiem problem. Elementy skrajne chcą swoich oponentów zmiażdżyć na wszelkie sposoby, zohydzić, znaleźć prawdziwe i nieprawdziwe argumenty na to, że inaczej myślący i głosujący to funta kłaków nie warta hołota, debile, a nawet zdrajcy Ojczyzny. To ostatnie to chwyt zdecydowanie poniżej pasa, ale szermuje nim skrajna prawica, a prezes PiS stwierdził, że dokonamy wyboru między Polską a Niemcami, co delikatnie określę jako kłamliwe chamstwo. W końcu zwycięzca wyborów to u nas zwykle jedna trzecia głosujących, czyli jeśli wygra PiS, to dwie trzecie głosujących zostanie z etykietką niemieckich pociotków. A jest przecież jeszcze milcząca reszta, czyli ci, którzy na wybory nie pójdą. Mogę aktualnie rządzącym zarzucić wiele, ale polskości im nie odmówię. W logice takiego postawienia sprawy, skoro opozycja wobec PiSu to nie-Polacy, to przecież nie powinni mieć w ogóle prawa głosu. Już tylko to przekonuje mnie, żeby na PiS nie głosować. A nuż po wygranych wyborach odbiorą mi obywatelstwo?
Osiem lat temu PiS zdobył władzę dzięki głupocie Lewicy, która przeszacowała swoje siły i jako koalicja nie przekroczyła progu wyborczego. Metoda D’Honta spowodowała, że te stracone przez Lewicę głosy powędrowały do wygranych, co pozwoliło im na samodzielne rządy. O dziwo, po czterech latach PiS utrzymał władzę. Można analizować, dlaczego tak się stało, ale było faktem, że wystarczająca liczba głosujących pozwoliła PiSowi na powtórną kadencję. Wola obywateli.
Dzisiaj wyniki wyborów na tydzień przed są zagadką. Sondaże wskazują, że PiS wygra ponownie, ale nie zdobędzie większości sejmowej. Może się jednak zdarzyć powtórka z rozrywki, czyli odpadniecie koalicyjnej Trzeciej Drogi i decydujący głos metody D’Honta. Innym wariantem jest stworzenie koalicji rządowej przez PiS i Konfederację. Byłaby to koalicja mocno wybuchowa, ale przynajmniej na początku dałaby PiSowi utrzymanie władzy. Innym możliwym wariantem jest koalicja PO, Trzeciej Drogi i Lewicy to możliwość może mniej wybuchowa, ale równie trudna i niepewna. Wielce więc możliwe, że wybory nie doprowadzą do utworzenia stabilnego rządu i w efekcie szybciej niż ustawowo będziemy mieli następne. Z punktu widzenia stabilności samodzielne zwycięstwo PiS byłoby wskazane, ale ta trzecia kadencja mogłaby mieć skutki opłakane pod każdym innym względem.
Jakie są bowiem efekty ośmiu lat rządów Zjednoczonej Prawicy? Niby nie jest obecnie tak źle. Obecna władza przetrwała jako tako pandemię. Były, owszem, jakieś dziwne historie z respiratorami, różne niedociągnięcia w organizacji walki z wirusem, spora liczba przedsiębiorców znalazła się w głębokim kryzysie, ale jakoś tam przetrwaliśmy. Mam wrażenie, że byłoby podobnie, gdyby rządził ktoś inny. Podobnie rządzący przetrwali już niemal dwa lata inwazji Rosji na Ukrainę. Ukraińcy Rosjan zatrzymali, więc wojna wydaje się nadal daleko, z ukraińską emigracją poradzili sobie głównie solidarni obywatele, a z emigracją zafundowaną nam przez Białoruś poradziły sobie zasieki i mury takoż pushbacki, znaczy zdecydowana postawa obrońców granic. Niespecjalnie było to ładne i humanitarne, w różnym stopniu skuteczne, ale nie napierają na naszą granice dziesiątki czy setki tysięcy emigrantów, a być mogło różnie. Gospodarczo jest powiedzmy średnio. Są inflacja i drożyzna, ale nie powodują one jeszcze gwałtownych wystąpieniach zirytowanego ludu, cały czas mamy niskie bezrobocie. Są ekonomiści, którzy wieszczą, ze to wszystko zmierza w kierunku krachu, ale na razie jeszcze da się żyć. 500+, zapowiadane 800+, trzynaste i czternaste emerytury oraz socjalna retoryka też pozostają skutecznymi argumentami władzy. Jasne, że władza w jednym miejscu da, w drugim odbierze, ale na oko wygląda to dobrze.
Niby więc jakoś jest i oby nie było gorzej. Są jednak też słabości. Służba zdrowia jest w coraz gorszej kondycji i z punktu widzenia pacjentów jest koszmarnie. Sęk w tym, że na służbę zdrowia nikt nie ma pomysłu. Bałagan jest w edukacji. Było sporo zamieszania z likwidacją gimnazjów (przyznam, że nie byłem nigdy za gimnazjami), mamy próby ideologizacji nauczania, nauczyciele nadal zarabiają kiepsko i nie mają należnego statusu. Problem w tym, że podobnie było już w latach dwudziestych, kiedy to mówiono, że nauczyciel to ktoś taki, kto mało zarabiał, mało zarabia i będzie mało zarabiał. W obecnym świecie uprzemysłowionej edukacji nie widzę wielkich szans na zmiany na lepsze.
Totalny horror jest w wymiarze sprawiedliwości. Reformy Ziobry niczego nie naprawiły, a w dodatku doprowadziły do upadku sędziowskiego autorytetu. Zawłaszczona przez Ziobrę prokuratura przypomina tę z PRLu, cyrk w jaki zmieniono Trybunał Konstytucyjny podważył podstawy praworządności, a wszystko wskazuje, że nigdy nie chodziło o reformę instytucji sprawiedliwości, a o ich podporządkowanie władzy, co łamie zasadniczo zasady demokracji.
Przerażające, co stało się z mediami dawniej publicznymi. TVP stała się pisowską tubą i płacenie abonamentu RTV zakrawa na groteskę. Cały naród wspiera w ten sposób media, które służą jednej partii, media, wobec których hasło z czasów komuny, że TV łże jak pies, wydaje się bardzo łagodne. W dodatku poziom dziennikarski i merytoryczny urąga nawet przeciętnej inteligencji. Nigdy bym nie uwierzył, że w demokratycznym państwie można stworzyć takiego medialnego potworka jak TVP i że znajdą się tacy, którzy taka telewizję chcieliby oglądać. Ja próbowałem, po tygodniu mam chyba nieodwracalne zmiany w mózgu.
Równie straszne, a może i straszniejsze ze względu na konsekwencje, rzeczy dzieją się w polityce zagranicznej. Wstawanie z kolan skończyło się na tym, że leżymy i kwiczymy. Skłócenie z Unią Europejską zaowocowało nie tylko niechęcią do naszego kraju, ale wymierną blokadą europejskich środków na popandemiczną odbudowę. Taka polityka pachnie kryminałem. Skłóceni jesteśmy jednak nie tylko z samą Unią, ale i z poszczególnymi jej krajami. Przede wszystkim z Niemcami. Niemców u nas mało kto lubi, ale retoryka naszych władz jest taka, jakby obecne Niemcy były hitlerowską Trzecią Rzeszą. W sumie dziwię się Niemcom, że zachowują daleko idącą powściągliwość. Co byśmy powiedzieli, gdyby w niemieckiej retoryce na każdym kroku pojawiały się antypolskie akcenty? Ostatnio pokłóciliśmy się z Ukrainą. To już naprawdę chore, chyba że chcemy ucieszyć Putina. Problemy między Polską a Ukrainą są i będą, ale trzeba się nauczyć z sensem je rozwiązywać. Podobnie zresztą jak i z innymi krajami. Znaczenie Polski na arenie międzynarodowej nieustannie spada. Nawet takich korzystnych dla nas wydarzeń jak wsparcie Ukrainy nie potrafimy wykorzystać.
W wielu innych dziedzinach życia też możemy znaleźć problemy, których obecna władza nie potrafi rozwiązać, a po części sama tworzy. W znacznej części jest to winą niekompetentnych kadr. Dobra zmiana z wielu instytucji powyrzucała doświadczonych specjalistów, zastępując ich zasłużonymi działaczami partyjnymi. Większość z nich nie nadaje się do kierowania czymkolwiek, a w dodatku są oni zależni od swoich mocodawców, więc robią to, co im partyjna góra każe. Instytucje państwowe czy spółki skarbu państwa zostały całkowicie zawłaszczone przez ludzi związanych z PiS. To jest PRL w jego najgorszym wydaniu, powrót nomenklatury. To też jeden z powodów utrzymywania się wysokiego poparcia dla PiS. PiS dał stanowiska swoimi poplecznikom, oni, zatrudnili swoich znajomych i przyjaciół królika i tak powstała całkiem spora armia ludzi, dla których przegrana PiS oznacza utratę stanowisk i wpływów, a przede wszystkim pieniędzy. Trzeba przyznać, że wizja Kaczyńskiego nowych elit i nowego państwa realizowana jest całkiem sprawnie, Stajemy się państwem miernym przez miernoty rządzonym. Znowu analogia z PRL narzuca się sama.
W tej strukturze Jarosław Kaczyński stał się kontynuatorem tradycji pierwszych sekretarzy. Rządzi praktycznie sam, może przy pomocy jakiegoś komitetu centralnego z Nowogrodzkiej. Od niego zależy obsada stanowisk i praktycznie wszystkie kierunki w polityce. Nie liczy się ani z prezydentem, ani tym bardziej z kimkolwiek. To jest układ patologiczny, ale pozwala na utrzymanie stabilności i PiSu i całej Zjednoczonej Prawicy. To są ludzie, którym nie zależy na Polsce czy demokracji, a jedynie na utrzymaniu się przy władzy.
Przy okazji wyborów ujawniła się w całej pełni obsesyjna nienawiść Kaczyńskiego do Tuska. W tej obsesji Tusk jest zdrajcą zależnym od niemieckich mocodawców, ale przede wszystkim człowiekiem, który zabił mu brata, więc nie ma tu miejsca na litość. Takim chorym myśleniem zaraża się obecnie wyborców. Telewizyjne seanse nienawiści zrobiły z Tuska jakiegoś potwora, który lepiej by było, żeby się w ogóle nie narodził. O ile kiedyś nie czułem do Tuska sympatii, to teraz nawet go polubiłem. Jest najbardziej doświadczonym polskim politykiem, piastował najwyższe stanowisko w UE, zna Europę, zna świat, pokazuje teraz, że zna Polskę. Nie zmienią tego chore i nienawistne umysły.
Nie utożsamiam się z żadną aktualną partią polityczną. Jestem jednak przekonany, że nie będzie nic gorszego niż dalsze rządy PiS. Ogólnie uważam, że w Polsce nie powinna rządzić, żadna pojedyncza opcja polityczna. Dążenie do władzy całkowitej jest zbyt silne. Jednowładztwo PiSu przekonuje do tego najlepiej. Prawicowcy chętnie odwołują się do Herberta i jego wiersza Potęga smaku. Ten wiersz jest nadal aktualny, ale wobec pisowskiej rzeczywistości. Dla mnie jest to już nawet nie tylko kwesta smaku, ale też kwestia powietrza. Nie wierzę, że w razie porażki wyborczej PiSu wiele się zmieni, ale na pewno zmieni się powietrze, którym oddychamy. Mamy do wyboru, albo przestrzeń z marszu tysiąca serc, albo hotel Barbary Ubryk z katowickiego spodka, w którym pokojów nigdy się nie przewietrza, bo wszyscy wołają powietrza nie trza.
A trzeba przewietrzyć wiele: politykę zagraniczną, oświatę, służbę zdrowia, wymiar sprawiedliwości itp. Trzeba dogadać się na wielu płaszczyznach z Unią Europejską, być przygotowanym na jakiś niekorzystny dla nas zwrot na Ukrainie, utrwalić w Amerykanach przekonanie, że Polska jest ważnym krajem w tej części Europy. PiS tego nie zrobi, opozycyjna koalicja daje jakąś nadzieję.
Dodaj komentarz